"Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują" [Mat. 7:13-14]
"I powiedział do wszystkich: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie" [Łuk. 9:23]
"A Izajasz woła nad Izraelem: choćby liczba synów Izraela była jak piasek morski, tylko resztka ocalona będzie" [Rzym. 9:27]
Nie ma chyba tygodnia, kiedy bym nie słyszał lub nie czytał o najnowszym "wspaniałym poruszeniu Bożym, które zdobędzie świat dla Jezusa i wprowadzi nas w Wielkie Przebudzenie mające nadejść przed Jego Powtórnym Przyjściem". Czasem jest to jakieś nowe przebudzenie, czasem najnowsza strategia rozwoju kościoła, a innym razem kolejny rzekomo "namaszczony" mąż Boży, który uczyni z chrześcijaństwa przodującą siłę w społeczeństwie. Czy to już czas - słychać pytania - na wielkie przebudzenie, które ogarnie cały świat i sprawi, że chrześcijaństwo stanie się dominującą religią i sposobem życia na całej planecie?
Biblia przepowiada fałszywą duchowość
Być może dla wielu ludzi będzie to szokujące, lecz Biblia przepowiada na czasy ostateczne coś wręcz przeciwnego: "Niechaj was nikt w żaden sposób nie zwodzi; bo [Dzień Pański] nie nastanie pierwej, zanim nie przyjdzie odstępstwo i nie objawi się człowiek niegodziwości, syn zatracenia" [II Tes. 2:3]. Wiele fragmentów Nowego Testamentu przewiduje wielkie zwiedzenie i fałszywą duchowość, która będzie się podszywać pod imię Jezusa, lecz nie będzie z Nim miała nic wspólnego. Zobaczmy, co On sam powiedział o czasach ostatecznych: "Gdyby wam wtedy kto powiedział: Oto tu jest Chrystus albo tam, nie wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych" [Mat. 24:23-24]. Ponieważ "Chrystus" jest transliteracją greckiego christos, co oznacza "namaszczony", to stwierdzenie "oto tam jest namaszczony" znaczy tyle co "oto tam jest Chrystus" [1] Nie ma tutaj różnicy, ponieważ jedynym Namaszczonym jest Mesjasz [gr. Chrystus]. Tymczasem dzisiaj jest wielu ludzi okrzykniętych "namaszczonymi", którzy przedstawiają siebie samych jako wyrocznie Boże.
Biblia przepowiada "przebudzenie" oparte na fałszywej i zwodniczej duchowości, które nastąpi tuż przed powrotem Chrystusa. Przyjrzyjmy się następującym wersetom: "A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy (...) Podobnie jak Jannes i Jambres przeciwstawili się Mojżeszowi, tak samo ci przeciwstawiają się prawdzie, ludzie spaczonego umysłu, nie wytrzymujący próby wiary. (...) Tak jest, wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie, prześladowanie znosić będą. Ludzie zaś źli i oszuści coraz bardziej brnąć będą w zło, błądząc sami i drugich w błąd wprowadzając" [II Tym. 3:1,8,12-13]. Fragment ten zgadza się z proroctwem Jezusa, lecz trudno go dopasować do szumnych deklaracji współczesnych "przebudzeniowców". Słowo Boże zapowiada masowe zwiedzenie obfitujące w fałszywe znaki i cuda, które będzie charakterystyczne dla ostatnich dni przed powrotem Pana. Propagatorzy rzekomego Wielkiego Przebudzenia na skalę światową (które, ich zdaniem, spowoduje masowe nawrócenia na chrześcijaństwo tuż przed Powtórnym Przyjściem Jezusa) nie mają żadnych podstaw biblijnych dla swych twierdzeń. Dave Hunt zauważa: "Fałszywi prorocy, o których mówi Chrystus, będą czynić znaki i cuda dla poparcia swych zwodniczych nauk i zapewniać, że nadchodzi przebudzenie, a nie odstępstwo." [2]
U podstaw dwóch przeciwstawnych nauczań o czasach ostatecznych leży odmienne pojmowanie natury Kościoła. "Przebudzeniowcy" chcą widzieć Kościół jako masy wyznawców chrześcijaństwa, których wiara ma zostać przebudzona i ożywiona w wyniku niezwykłych wydarzeń towarzyszących przebudzeniu. A przecież Jezus powiedział, że wielu będzie zapewniać, iż prorokowali i dokonywali cudów w Jego imieniu, choć On nigdy ich nie znał [Mat. 7:22-23]. Masowa popularność samego Jezusa osłabła, kiedy zaczął nauczać o krzyżu, a skończyła się w momencie Jego ukrzyżowania [zob. Jan 6, szczególnie werset 66]. Istniały rzesze ludzi zachwyconych cudami, ale zgorszonych krzyżem. Uwielbiali znaki i cuda, lecz odrzucili jedyny środek ich własnego zbawienia, czyli Krzyż Jezusa Chrystusa [zob. I Kor. 1:22-24].
Odmienne pojmowanie Kościoła posiadają ci, którzy są wywołani przez Boga i akceptują "skandal" [I Kor. 1:23 przetłumaczony jako "zgorszenie"] Krzyża. To są ci, którzy wchodzą przez ciasną bramę i idą wąską drogą, bez względu na to, ile osób im towarzyszy. Jezus zapytał w pewnym momencie: "Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" [Łuk. 18:8]. Nie wygląda na to, żeby większość ludności na świecie miała się nawrócić przed powrotem Jezusa. Kościół składa się z "wywołanych" [literalny przekład określenia "Kościół" to "społeczność wywołanych"]. Stanowi resztkę, która przyjęła zbawienie jako łaskawy dar od Boga poprzez Jezusa i Jego krzyż.
Jezus gasi "przebudzenie"
To prawda, że znaki przyciągają rzesze ludzi. "A szło za nim mnóstwo ludu, bo widzieli cuda, które czynił na chorych" [Jan 6:2]. Nieprawdą jest natomiast, że te same masy zostały prawdziwymi uczniami Jezusa Chrystusa. W Ew. Jana 6:5-13 czytamy, że Jezus nakarmił pięć tysięcy ludzi. Rezultatem tego cudu była powierzchowna "wiara" świadków poprzednich cudów i najnowszego, polegającego na rozmnożeniu chleba - "Wtedy ludzie ujrzawszy cud, jaki uczynił, rzekli: Ten naprawdę jest prorokiem, który miał przyjść na świat" [Jan 6:14]. Prawidłowo rozpoznali Jezusa jako Tego, o którym prorokował Mojżesz [V Mojż. 18:15]. Jak dotąd, wszystko w porządku.
Jednakże ten wielki tłum "wierzących" miał poważny problem: chcieli króla bez krzyża. "Jezus zaś poznawszy, że zamierzają podejść, porwać go i obwołać królem, uszedł znowu na górę sam jeden" [Jan 6:15]. Jezus ich zostawił, a przynajmniej próbował. Po kilku późniejszych wydarzeniach, włączając w to cud chodzenia po wodzie [Jan 6:19] tłumy odnalazły Go na drugim brzegu jeziora [Jan 6:24-25]. Następnie miała miejsce zdumiewająca rozmowa pomiędzy Jezusem a ludźmi, którzy jeszcze nie tak dawno rozpoznali w Nim zapowiadanego Proroka i chcieli obwołać królem. Pan zgromił ich za złe motywacje [werset 26] mówiąc, żeby zabiegali o "pokarm żywota wiecznego" [werset 27], a potem wyjaśnił naturę dzieła, które miał na myśli: "To jest dzieło Boże: wierzyć w tego, którego On posłał" [Jan 6:29].
W tym miejscu warto podkreślić, że wiara w Chrystusa to coś więcej niż intelektualne uznanie Jego istnienia. Tamci ludzie już wcześniej uznali, że On jest Prorokiem obiecanym przez Boga. Wiara w sensie biblijnym oznacza położenie całkowitej ufności w Bogu i osobistą relację z Nim. Z tym wiąże się przyjęcie Jego Słowa i pozostawanie w nim [zob. Jan 8:31-32]. Okazuje się jednak, że ówcześni poszukiwacze przebudzenia nie mieli na to ochoty. Po tym, jak doświadczyli wielkich cudów uzdrowienia i zobaczyli rozmnożenie chleba przez Jezusa, ich pożądanie znaków wcale nie zostało jeszcze zaspokojone. Chcieli więcej: "Rzekli tedy do niego: Jaki więc znak czynisz, abyśmy widzieli i uwierzyli tobie? Jakie dzieło wykonujesz? [Jan 6:30]. Wciąż myśleli o chlebie i podkreślali, że Mojżesz dał im mannę [werset 31]. W odpowiedzi na to Jezus stwierdził, że to On jest prawdziwym chlebem, który zstąpił z nieba: "Odpowiedział im Jezus: Ja jestem chlebem żywota; kto do mnie przychodzi, nigdy łaknąć nie będzie, a kto wierzy we mnie, nigdy pragnąć nie będzie" [Jan 6:35].
Jak na ironię, powyższe twierdzenie Jezusa, że On jest prawidłowym obiektem wiary, nadziei i pragnień człowieka, stało się przyczyną rozproszenia tłumu. Powiedział, że Jego ciało i krew są "pokarmem" niezbędnym do uczestniczenia w życiu wiecznym i zmartwychwstaniu w dniu ostatecznym [cała rozmowa jest cytowana w wersetach 35-65], co natychmiast zgasiło "przebudzenie". Te same tłumy ludzi, które były zafascynowane znakami i cudami, nagle stopniały do nielicznej resztki gotowej przyjąć "skandaliczne" nauczanie Jezusa [określone przez większość jako "twarda mowa"]. Krzyż zawsze był zgorszeniem [skandalem] dla ludzi poszukujących znaków. "Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło. Wtedy Jezus rzekł do dwunastu: Czy i wy chcecie odejść? Odpowiedział mu Szymon Piotr: Panie! Do kogo pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego [Jan 6:66-68].
Wcześniej w Ewangelii Jana znajdujemy następujący komentarz Jezusa na temat "poszukiwaczy znaków": "Wtedy Jezus rzekł do niego: Jeśli nie ujrzycie znaków i cudów, nie uwierzycie" [Jan 4:48]. Jego zdaniem, nie była to dobra postawa [I Kor. 1:22-23]. A jednak, czy dzisiaj jest inaczej? Czy wszyscy ci, którzy wynajmują całe samoloty, by "pielgrzymować" do miejsc ostatniego "poruszenia Bożego" i ujrzeć kolejne znaki, byliby gotowi przyjąć "skandaliczne" przesłanie o Krzyżu i służyć Jezusowi na Jego warunkach? Być może niektórzy tak, lecz większość z pewnością nie.
Przebudzenie w Azji Mniejszej podczas służby apostoła Pawła
Nawet ci, którzy poszukiwali znaków i cudów podczas usługi apostoła Pawła opisanej w Dziejach Apostolskich, nie stali się w większości wytrwałymi uczniami Chrystusa. Na przykład, "I działo się to przez dwa lata, tak że wszyscy mieszkańcy Azji, Żydzi i Grecy, mogli usłyszeć Słowo Pańskie. Niezwykłe też cuda czynił Bóg przez ręce Pawła, tak iż nawet chustki lub przepaski, które dotknęły skóry jego, zanoszono do chorych i ustępowały od nich choroby, a złe duchy wychodziły" [Dz.Ap. 19:10-12]. To było coś wspaniałego. Wiele osób pokutowało, a nawet pozbywało się ksiąg okultystycznych [Dz.Ap. 19:18-19]. Było to przebudzenie, które wstrząsnęło rynkiem sprzedaży dewocjonaliów Efezie, gdyż potencjalni klienci odwracali się od bałwochwalstwa [Dz.Ap. 19:27]. Wiemy, że nauczanie Pawłowe było biblijne, zatem owo przebudzenie daleko przewyższało dzisiejsze "poruszenia Boże" charakteryzujące się wyjątkową płycizną kaznodziejską. A jednak nawet w tej sytuacji, gdy miała miejsce apostolska, biblijna i pełna Ducha Świętego posługa, nie nawróciło się całe miasto! Tłumy przyciągane przez przebudzenia najczęściej nie stają się prawdziwym ludem Bożym.
Mieszkańcy Azji, którzy usłyszeli Słowo Boże, byli świadkami znaków i cudów, a także pokutowali z bałwochwalstwa, w większości odwrócili się od Pawła i jego przesłania. Jak pisał sam apostoł do Tymoteusza kilka lat później, "Wiesz o tym, że odwrócili się ode mnie wszyscy, którzy są w Azji, a wśród nich Fygelos i Hermogenes" [II Tym. 1:15]. A przecież Azja była miejscem niedawnego "przebudzenia"! Cóż za smutne świadectwo o tych, którzy jeszcze niedawno tłumnie słuchali Pawła, oglądając czynione przezeń znaki i cuda! Sam apostoł przepowiedział to ostrzegając starszych w Efezie pod koniec swego pobytu w tym mieście. "Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą" [Dz.Ap. 20:29-30]. I tak się stało. Została niewielka trzódka pragnąca wypełniać "całą wolę Bożą" [Dz.Ap. 20:27].
Znaki, które Bóg czynił przez ręce Pawła, były prawdziwe i potwierdzały przesłanie głoszone przez apostoła. Głosił on Chrystusa i zmartwychwstanie. Jednakże czasy ostateczne będą się charakteryzowały fałszywymi znakami. Nie oznacza to, że te znaki nie będą rzeczywiste, lecz że będą dokonywane w kontekście fałszywych nauk głoszonych przez fałszywych posłańców [apostołów]. Skoro prawdziwe znaki czynione w pierwszym wieku nie przyczyniły się do prawdziwego nawrócenia i uczniostwa wielkich rzesz ludzi, to czy fałszywe znaki w czasach ostatecznych mogą do tego doprowadzić? Z pewnością nie.
Widzieliśmy, że zarówno w przypadku służby Jezusa przed ukrzyżowaniem, jak i Pawłowej po Pięćdziesiątnicy znaki i cuda prowadziły do podobnych rezultatów. Całe rzesze początkowo reagowały entuzjastycznie, lecz stanąwszy w obliczu prawdziwej natury krzyża i powołania do uczniostwa ludzie ci odwracali się i nie mieli już więcej nic wspólnego z prawdziwą wiarą w Boga. Na przestrzeni całej historii Kościoła kolejne przypływy i odpływy jego członków nie zmieniły faktu, że jedynie niewielu "wywołanych" przez Boga wchodzi przez ciasną bramę i podąża wąską drogą. Krzyż zawsze był i jest skandalem, a prawdziwy lud Boży pozostaje resztką. W tym kontekście można zrozumieć przepowiednie Jezusa i Pawła, że w czasach ostatecznych nastąpi wielkie odstępstwo [apostazja], a nie wielkie przebudzenie. Tak naprawdę wiele tak zwanych "przebudzeń" jest właściwie odstępstwem przebranym w religijne szatki. Czyż sam Paweł nie powiedział, że spośród nas samych powstaną wilki drapieżne?
Gdy wiara w Boga jest popularna
Bywają okresy w historii, kiedy wiara w Boga jest popularna, a Jego prawa akceptowane i częściowo przestrzegane przez masy. Zdarzało się tak w Izraelu. Jednak za każdym razem prędzej czy później sytuacja się zmienia i prześladowanie, źli przywódcy, albo jakaś inna katastrofa powodują masowe odejścia od wiary, po czym wracają złe czasy. Cała historia królów w Starym Testamencie przebiega według tego wzorca. W niektórych momentach dziejowych tłumy ludzi przyznają się do Boga i Jego praw, wyznając powierzchowną wiarę w Jego istnienie. Niektórzy nazywają to "przebudzeniem". Proponuję inne wyjaśnienie zjawiska. Otóż, prawdziwi ludzie wiary ą zawsze mniejszością w porównaniu do tłumów, czy to w starożytnym Izraelu (jak zauważył Paweł w Rzym. 9:27), czy w wielu współczesnych krajach. Gdy wiara w Boga jest łatwa, popularna i popierana przez lokalne władze, wielu się do niej przyznaje - nawet, jeśli nie są odrodzeni z Ducha. Prześladowania i uciski dowodzą najczęściej, że ludzie ci tak naprawdę pokładają ufność w człowieku, a nie w Bogu, więc większość z nich odpada. [3]
Tak się działo podczas prześladowań Kościoła w II i III wieku. Chrześcijanom kazano wtedy przeklinać Chrystusa, palić kadzidła pogańskim bóstwom i dokonywać obrzędów religijnych przed obrazem cesarza pod groźbą kary śmierci [4]. Rzymianie byli przekonani, że prawdziwi chrześcijanie nie będą robić takich rzeczy, i mieli rację. Nie chcieli zabijać tych, którzy po prostu chodzili na chrześcijańskie nabożeństwa, obracali się w chrześcijańskim towarzystwie, lub udawali chrześcijan, nie będąc nimi naprawdę. Wielu prawdziwie oddanych swemu Panu Jezusowi Chrystusowi odmówiło przeklinania Go. W tamtych czasach liczba chrześcijan była dużo mniejsza niż później, gdy Konstantyn Wielki uczynił z chrześcijaństwa religię państwową imperium rzymskiego. Jednak prawdziwi chrześcijanie w okresie prześladowań najczęściej byli gotowi zapłacić życiem za publiczne przyznanie się do Jezusa.
Wspaniały przykład takiej wierności i odwagi stanowi męczeństwo Polikarpa ze Smyrny. Starzec ów, który za młodu był uczniem apostoła Jana, został aresztowany i doprowadzony przed oblicze rzymskiego sądu. Oto część świadectwa o nim: "Prokonsul zaś dalej nalegał: 'Złóż przysięgę [na bóstwo cezara], a będziesz wolny. Złorzecz Chrystusowi'. Polikarp zaś odpowiedział: 'Osiemdziesiąt i sześć lat jestem jego niewolnikiem, a żadnej krzywdy mi nie wyrządził. Jakżeż tedy mógłbym bluźnić Królowi mojemu, który mnie zbawił?'" [5]
Cóż jednak mamy sądzić o wydarzeniach, które miały miejsce prawie dwieście lat później, gdy cesarz Konstantyn Wielki "schrystianizował" Rzym? Tłumy ludzi napływały do kościołów. Czyżby większość obywateli rzymskich nagle została "chrześcijanami"? Bóg zna serca ludzkie, lecz byłoby niebezpiecznie zakładać, że jeśli prestiż społeczny, popularność, powodzenie materialne i inne przywileje towarzyszą czyjejś "wierze", to jest ona autentyczna. Za czasów Konstantyna wielu chrześcijan, którzy przetrwali wcześniejsze prześladowania, uciekło na pustynię, by uniknąć skażenia w Kościele popularyzowanym przez władzę. [6] Jeden z historyków Kościoła pisze: "Wąska brama, o której mówił Jezus, stała się tak szeroka, że niezliczone rzesze cisnęły się do niej w poszukiwaniu przywilejów i pozycji społecznej, nie przejmując się specjalnie znaczeniem chrztu ani nakazem życia w cieniu Krzyża." [7]
Gdy do kościoła napływają tłumy, należałoby się zastanowić, czy zgorszenie krzyża jest przez tych ludzi prawidłowo rozumiane. "I powiedział do wszystkich: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie" [Łuk. 9:23]. Nie twierdzę, że nikt tego nie czyni, tylko że "zasada resztki" pozostaje dziś nadal w mocy. W prawdziwym naśladowaniu Chrystusa jest coś więcej niż płynięcie z prądem popularnych trendów religijnych, nawet jeśli noszą one "chrześcijański" szyld. Bez względu na to, jak szeroka wydaje się brama, w rzeczywistości pozostaje ona tak samo ciasna jak wtedy, gdy mówił o niej Jezus. Niewielu przez nią wchodzi i do końca idzie wąską drogą.
Ostateczny sukces Ewangelii
Często zadaje się pytanie, w jaki sposób Boże plany mają zostać wykonane, skoro tak niewiele osób wchodzi przez ciasną bramę. Proponenci "wielkiego przebudzenia w czasach ostatecznych" nazywają takie poglądy, jakie przedstawiłem, "eschatologicznym pesymizmem". Innymi słowy, jeśli nie nastąpią masowe nawrócenia na chrześcijaństwo w skali globalnej, będzie to oznaczać, że albo Boży plan odkupienia ludzkości spalił na panewce, albo my nie wykonaliśmy go prawidłowo.
Możemy jednak być spokojni - Biblia nigdy nie przedstawia spraw w taki sposób. Boży plan nie "zawiódł" z tego powodu, że tylko dwie osoby spośród wszystkich wyzwolonych z Egiptu weszły do ziemi obiecanej. Boży plan nie "zawiódł" z tego powodu, że tylko Noe i jego rodzina przeżyli potop. Resztka, przez którą działa Bóg to ci, którzy otrzymali obietnice i położyli całkowitą ufność w Nim. Przypomnijmy fragment cytowany przez Pawła na poparcie tego poglądu: "A Izajasz woła nad Izraelem: Choćby liczba synów Izraela była jak piasek morski, tylko resztka ocalona będzie" [Rzym. 9:27]. Chodzi o to, że Bóg obiecał wprawdzie Abrahamowi bardzo liczne potomstwo, lecz nie wynika z tego, że wszyscy oni będą zbawieni (Paweł pisze o tym w Rzym. 9:6-8). Na przykład, gdyby każdy potomek Abrahama według ciała miał być zbawiony, musiałoby to dotyczyć również Saula, Absaloma i każdego złego króla albo bałwochwalcy, jaki kiedykolwiek żył w Izraelu.
Jezus nauczał, że "ponieważ [w czasach ostatecznych] bezprawie się rozmnoży, przeto miłość wielu oziębnie. A kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec" [Mat. 24:12-14]. Słowa te są spójne z Jego nauczaniem o wąskiej bramie i nie sądzę, żeby należało je określać mianem "pesymistycznych". Bóg ma plan wywołania wybranych poprzez zwiastowanie ewangelii wszystkim narodom świata. Ani wszyscy, ani nawet większość ludzi nie musi być zbawiona, żeby Boże obietnice się wypełniły - podobnie jak wszyscy Żydzi na przestrzeni historii Izraela nie muszą zostać zbawieni, by wypełniły się obietnice złożone Abrahamowi. Jezus powiedział, że głoszenie ewangelii będzie czynione "na świadectwo wszystkim narodom". Oznacza to, że ludzie ci zostaną skonfrontowani z przesłaniem o Krzyżu Chrystusowym jako jedynej drodze do zbawienia. Przesłanie to wcale nie musi zostać powszechnie przyjęte, żeby pozostawało w mocy. W rzeczywistości niektórzy (lub nawet większość) mogą je odrzucić. Mimo to, ewangelia nie może "nie spełnić swej misji".
Nasza odpowiedzialność polega na wypełnianiu Wielkiego Nakazu Misyjnego: "Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata" [Mat. 28:19-20]. Podstawowy nakaz w powyższym fragmencie brzmi: "czyńcie uczniami!". Robert D. Culver podkreśla, że nakazy chrzczenia i nauczania wypływają ze związku z podstawowym poleceniem czynienia uczniów. [8] Żadne z powyższych poleceń nie wymaga od wierzących "przebudzeniowej mentalności", która jest dzisiaj tak agresywnie promowana. W niektórych przypadkach zawartość przebudzeniowego przesłania jest tak skażona, że trudno stwierdzić, czy jest to nauczanie "wszystkiego, co nakazał Jezus".
Wnioski
Chrystus ostrzegał, że czasy ostateczne będą się charakteryzować wzmożoną działalnością fałszywych proroków, dokonujących fałszywych znaków i cudów. Apostoł Paweł przepowiedział wielkie odstępstwo w Kościele. Mimo to, Bóg potwierdzał swoje Słowo znakami i cudami w przeszłości, a jeśli zechce, może czynić to i dzisiaj. Jak zatem rozróżnić, co jest prawdą, a co fałszem? Prawdę można rozpoznać po następujących wyróżnikach: całe nauczanie musi być biblijne i jasno definiować wyjątkowość Osoby Chrystusa. Dotyczy to Krzyża, historycznych faktów śmierci i zmartwychwstania Jezusa, Jego odkupieńczej ofiary złożonej za każdego człowieka oraz faktu, iż zbawcza wiara w Syna Bożego prowadzi do odrodzenia z Ducha Świętego i zawiera w sobie zgodę na przemianę życia wypływającą z mocy Krzyża. Jeśli taki rodzaj zwiastowania i nauczania jest konsekwentnie praktykowany, możemy być pewni, że Bóg wykorzysta je do wywoływania swoich wybranych spośród upadłej ludzkości i wprowadzania ich w prawdziwą relację z Nim. Taka jest natura ciasnej bramy i wąskiej drogi.
Jeśli jednak rzekome przebudzenie charakteryzuje się manipulacją emocjonalną, cielesnym entuzjazmem, naciskiem na znaki i cuda, wielkimi tłumami zwolenników, świadectwami o zmianie zachowania lub innymi cechami masowego poruszenia religijnego, nawet najbardziej godnymi pochwały, to przy jednoczesnym braku przesłania o Krzyżu przebudzenie takie nie ma żadnej wartości. Gdy Jezus czynił znaki i cuda, gromadziły się wokół Niego wielkie tłumy gotowe pójść za Nim - do chwili, gdy zaczął mówić o Krzyżu. Tania popularność była dla Niego pokusą ze strony szatana, dlatego w pewnym momencie zgromił Piotra: "Idź precz ode mnie, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tylko o tym, co ludzkie" [Mar. 8:33]. Dlaczego? Piotr upomniał Jezusa, gdy On zaczął pouczać uczniów o tym, że "musi wiele cierpieć, musi być odrzucony przez starszych, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie i musi być zabity, a po trzech dniach zmartwychwstać" [Mar. 8:31].
Krzyż jest tym, co zawęża wielką grupę do wiernej resztki. Stąd bierze się diabelska pokusa, by głosić niepełną ewangelię pozbawioną niektórych elementów, które zainteresowani i tak prędzej czy później odkryją. Szatan do końca próbował nakłonić Jezusa, by uniknął krzyża - nawet wtedy, gdy nasz Pan umierał przybity do drzewa, tłum krzyczał: "Jeżeli ty jesteś królem żydowskim, ratuj samego siebie!" [Łuk. 23:37]. Chcieli mieć króla bez krzyża.
Jezus nie tylko twierdził, że On sam musi cierpieć na krzyżu za grzechy świata, lecz mówił do tych, którzy chcieli Go naśladować o implikacjach Jego śmierci w ich życiu: "A przywoławszy lud wraz z uczniami swoimi, rzekł im: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie" [Mar. 8:34]. Czyż powinno nas dziwić, że w dzisiejszych czasach "przebudzenie" oznacza zabawę, śmiech, miłość własną, powodzenie materialne, popularność i wiele imponujących, nadętych obwieszczeń przyciągających masy? Nieobecność Krzyża jest po prostu zwiedzeniem czasów ostatecznych.
Autorem artykułu jest Bob DeWaay, pastor kościoła Twin City Fellowship w Minneapolis, stan Montana (USA).
Tłumaczył Krzysztof Dubis za osobistym pozwoleniem autora [styczeń 2003].
Inne artykuły Boba można znaleźć pod adresem www.twincityfellowship.org
Przypisy:
1. Zob. Artykuł tego samego autora pt. "The Anoining and the Christian" ["Chrześcijanin i namaszczenie". www.twincityfellowship.org
2. Dave Hunt, The Berean Call, październik 1997. Kontakt: www.thebereancall.org
3. Widać to wyraźnie w przypowieści o siewcy, Łuk. 8:4-15.
4. Everett Ferguson, Backgrounds of Early Christianity, 1st edition, (Eerdmans: Grand Rapids, 1987) 483.
5. Męczeństwo św. Polikarpa - Historia Kościelna Euzebiusza z Cezarei Ks. IV, 15:20-21, tłum. ks. Arkadiusz Lisiecki, Poznań 1924
6. Justo L. Gonzales, The Story of Christianity. (New York: HarperCollins, 1984) 136-137.
7. Ibid., 136.
8. Robert D. Culver, "What is the Church Commission?" Bibliotheca Sacra, #125 (lipiec 1968)