Niniejszy artykuł powstał w odpowiedzi na zapotrzebowanie czytelników, którzy po przeczytaniu części pierwszej zadają sobie proste pytania: "W takim razie co z dawaniem?", "Jeśli nie dziesięcina, to co?" oraz "Jak utrzymać zbór nie nauczając o dziesięcinie?"
Zauważyłem, że większość pytań i wątpliwości dotyczących dawania wiąże się (pośrednio lub bezpośrednio) z PIENIĘDZMI. Prawdopodobnie jest to wynik zmian, zachodzących w mentalności chrześcijan pod wpływem różnych ruchów i ich przedstawicieli w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Dawanie zostało przez nich sprowadzone do swoistej inwestycji, która powinna się zwrócić [w formie pieniędzy, oczywiście] dającemu z nawiązką. Ubóstwo zaczęto kojarzyć z przekleństwem, a nawet związaniem "duchem ubóstwa". Zmęczonym, ciężko pracującym [lub bezrobotnym] wmawia się, że powinni być "głową a nie ogonem", że "będą mogli pożyczać innym, ale sami nie będą od nikogo pożyczać". Muszą jedynie uwierzyć, że bogactwo im się należy jako dzieciom Bożym [nieprawda] oraz "zasiać" czyli... wrzucić pieniądze do wiaderka, które po raz kolejny krąży po sali. Do tego wątku powrócimy później.
Wielu gościnnie "występujących" ewangelistów i nauczycieli zapomniało najwyraźniej o zasadach, które wyraźnie nakreślił sam Pan Jezus w sprawach "zapłaty dla robotnika" głoszącego Słowo:
"Darmo wzięliście, darmo dawajcie. Nie miejcie w trzosach swoich złota ani srebra, ani miedzi, ani dwu sukien, ani sandałów, ani laski; albowiem godzien jest robotnik wyżywienia swego" [Mat. 10:8-10]
"A gdy do jakiegoś domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój domowi temu. A jeśli tam będzie syn pokoju, spocznie na nim pokój wasz, a jeśli nie, wróci do was. W domu tym pozostańcie, jedząc i pijąc to, co u nich jest; godzien jest bowiem robotnik zapłaty swojej. (...) A jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, spożywajcie to, co wam podadzą" [Łuk. 10:5-8]
W tym kontekście apostoł Paweł pisze do Galacjan: "A ten, którego się naucza Słowa Bożego, niechaj się dzieli wszelkim dobrem z tym, który naucza." [Gal. 6:6]
"I rzeczywiście, pobożność jest wielkim zyskiem, jeżeli jest połączona z poprzestawaniem na małym. Albowiem niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy. Jeżeli zatem mamy wyżywienie i odzież, poprzestawajmy na tym. A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w z zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy; niektórzy, ulegając jej, zboczyli z drogi wiary i uwikłali się sami w przeróżne cierpienia." [I Tym. 6:6-10]
Wczesny Kościół miał bardzo praktyczne podejście do takich spraw. Didache, czyli "Nauka dwunastu apostołów" - tekst pochodzący z początków II wieku zaleca, co następuje:
"Jeżeli [apostoł] żąda pieniędzy, jest fałszywym prorokiem [11:6]. (...) Jeśli ktokolwiek powie w Duchu "Dajcie mi srebra albo" "[dajcie] cokolwiek innego", nie posłuchacie go; lecz jeśli poprosi o pieniądze dla innych, którzy są w potrzebie, niechaj go nikt nie osądza" [11:12] [1]
Sam Pan powiedział do uczniów: "Albowiem ubogich zawsze u siebie mieć będziecie." [Jan 12:8]. Apostoł Paweł wspomina: "Mieliśmy tylko pamiętać o ubogich, czym się też gorliwie zająłem" [Gal. 2:10].
Z kolei Jakub ostrzega:
"Bracia moi, nie czyńcie różnicy między osobami przy wyznawaniu wiary w Jezusa Chrystusa, naszego Pana chwały. Bo gdyby na wasze zgromadzenie przyszedł człowiek ze złotymi pierścieniami na palcach i we wspaniałej szacie, a przyszedłby też ubogi w nędznej szacie, a wy zwrócilibyście oczy na tego, który nosi wspaniałą szatę i powiedzielibyście: Ty usiądź tu wygodnie, a ubogiemu powiedzielibyście: Ty stań sobie tam lub usiądź u podnóżka mego, to czyż nie uczyniliście różnicy między sobą i nie staliście się sędziami, którzy fałszywie rozumują?
Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czyż to nie Bóg wybrał ubogich w oczach świata, aby byli bogatymi w wierze i dziedzicami Królestwa, obiecanego tym, którzy go miłują? Wy zaś wzgardziliście ubogim." [Jak. 2:1-5]
Tymczasem we współczesnym Kościele istnieje silna tendencja, by "zwracać oczy" na upierścienionych, bogatych "mężów Bożych" i dawać po to, żeby materialnie obfitować tak jak oni. Za dużo myślimy o ziemskich przyjemnościach [nazywając je często "błogosławieństwami"], a za mało o "ojczyźnie w górze" czyli o Niebieskim Jeruzalem.
Czy zatem w Kościele nie powinno być ludzi majętnych? Czy nie wolno nam materialnie obfitować? Oczywiście, że wolno! Sam Paweł pisze:
"A uradowałem się wielce w Panu, że nareszcie zakwitło staranie wasze o mnie, ponieważ już dawno o tym myśleliście, tylko nie mieliście po temu sposobności. A nie mówię tego z powodu niedostatku, bo nauczyłem się przestawać na tym, co mam. Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek. Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie." [Flp. 4:10-13]
Zobaczcie, drodzy, że apostoł był wyćwiczony we wszystkim i umiał obfitować. Zwolennikom tezy, że skoro Paweł umiał obfitować, to chrześcijanie powinni być bogaci zalecam, by najpierw nauczyli się ograniczać i poprzestawać na tym, co mają. To jest bardzo ważne, dlatego że zasada "syty głodnego nie zrozumie" działa również wśród wierzących. Ci, którzy nigdy nie byli głodni, mają blade pojęcie o rzeczywistych potrzebach i odczuciach ludzi, którym nie wystarczy na chleb.
Członkami wczesnego Kościoła byli również ludzie bogaci. Nie stanowili jednak wzorca pobożności ze względu na stan konta i nie bogacili się kosztem ubogich braci, obiecując im "gruszki na wierzbie" w postaci bogactwa w zamian za oddawanie ostatniego grosza na ich "służbę". Apostoł pisze do Tymoteusza:
"Bogaczom tego świata nakazuj, ażeby się nie wynosili i nie pokładali nadziei w niepewnym bogactwie, lecz w Bogu, który nam ku używaniu wszystkiego obficie udziela, ażeby dobrze czynili, bogacili się w dobre uczynki, byli hojni i chętnie dzielili się z innymi, gromadząc sobie skarb jako dobry fundament na przyszłość, aby dostąpić żywota prawdziwego." [I Tym. 6:17-19]
Jak widzimy z powyższego fragmentu, dawanie jest związane z gromadzeniem sobie skarbu w niebie, "gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie podkopują i nie kradną. Albowiem gdzie jest skarb twój - tam będzie i serce twoje" [Mat. 6:20-21]. Dawanie jest również odruchem przemienionego serca, w którym zostały wyryte przykazania miłości do Boga i bliźniego. Takie serce nie daje po to, by z nawiązką odebrać - ono odczuwa radość z samego obdarowania. Dlaczego? Ponieważ nowa natura odrodzonego człowieka pochodzi od Boga, a Bóg jest wielkim i hojnym dawcą wszystkiego.
Spróbujmy wrócić do Słowa i zobaczyć, jak sam Bóg traktuje dawanie. Porzućmy wąskie myślenie światowymi kategoriami, zapomnijmy na chwilę o ziemskich motywacjach i zacznijmy od początku.
Dawanie jest zgodne z naturą Boga, który jest miłością. On daje dlatego, że chce, a nie dlatego, że musi albo dlatego, że może coś z tego mieć! Największy dar, jaki otrzymała ludzkość, czyli ODPUSZCZENIE GRZECHÓW W JEZUSIE CHRYSTUSIE, został nam dany Z MIŁOŚCI.
"Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny" [Jan 3:16]
Prawdziwa miłość polega na tym, że obdarowuje się innych "nie szukając swego" [I Kor. 13:5]. Zauważmy, że Bóg posłał swego Syna dlatego, że umiłował świat i to jeszcze wtedy, gdy wszyscy ludzie byli niewolnikami grzechu.
"Bóg (...) daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł." [Rzym. 5:8]
"I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze, w których niegdyś chodziliście według modły tego świata, naśladując władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych. Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach ciała naszego, ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni;
Ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście - i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, (...) albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił" [Ef. 2:1-9]
"Owce moje głosu mojego słuchają i Ja znam je, a one idą za mną. I Ja daję im żywot wieczny, i nie giną na wieki, i nikt nie wydrze ich z ręki mojej" [Jan 10:27-28]
"Albo czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was i którego macie od Boga, i że nie należycie też do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni. Wysławiajcie tedy Boga w ciele waszym"
Człowiek odkupiony zmienia właściciela, czemu towarzyszy niewysłowiona wdzięczność dla Zbawcy, który oddał za nas życie. Wdzięczność ta przejawia się pragnieniem ODDANIA MU WSZYSTKIEGO. Bardzo pięknym tego przykładem jest historia pewnej niewiasty, zapisana w Ewangelii Jana 12:3-8
"A Maria wzięła funt czystej, bardzo drogiej maści nardowej, namaściła nogi Jezusa i otarła je swoimi włosami, a dom napełnił się wonią maści. A Judasz Iskariot, jeden z uczniów jego, syn Szymona, który miał go wydać, rzekł: Czemu nie sprzedano tej wonnej maści za trzysta denarów i nie rozdano ubogim? A to rzekł nie dlatego, iż się troszczył o ubogich, lecz ponieważ był złodziejem, i mając sakiewkę, sprzeniewierzał to, co wkładano.
Tedy rzekł Jezus: Zostaw ją; chowała to na dzień mojego pogrzebu. Albowiem ubogich zawsze u siebie mieć będziecie, lecz mnie nie zawsze mieć będziecie".
Maria zrobiła coś, co wydawało się nierozsądne - wzięła ok. 0.5 kg maści nardowej wartej 300 denarów po to, by namaścić Jezusa. Ewangeliści synoptyczni Mateusz i Marek, opisując tę samą scenę podają, że Maria namaściła nie tylko stopy, ale również głowę Pana [Mat. 26:7; Mar. 14:3]. Trzysta denarów to była równowartość średnich rocznych zarobków w tamtych czasach. Wyobraźmy sobie, że w geście prostego uwielbienia dla Pana wydajemy "lekką ręką" sumę około 10 tysięcy złotych! Czy Maria spodziewała się otrzymać cokolwiek w wyniku tego aktu? Nie, ona w ogóle nie myślała w ten sposób.
Zauważmy, kto był szczególnie zgorszony jej hojnością - Judasz! Dlaczego? "Nie dlatego, iż się troszczył o ubogich, lecz ponieważ był złodziejem" [12:6]. Myślał o tym, co ludzkie [zapewne często o pieniądzach]. Sprzeniewierzał to, co wkładano do wspólnej kasy uczniów. Ta cecha i sposób myślenia powodowały, że za każdym razem, gdy sięgał po wspólne pieniądze, coraz bardziej "dawał przystęp diabłu" [Ef. 5:27-28]. Jak się to skończyło, wszyscy dobrze wiemy.
Wróćmy do Marii. Namaszczenie, którego dokonała, było gestem takiej miłości i takiego oddania, które nie liczą się z ceną. Czasem mówimy do ukochanej osoby, że "przychylilibyśmy jej nieba". Cóż, tak dokładnie, to Ojciec w Umiłowanym przychylił nieba nam:
"Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który nas ubłogosławił w Chrystusie wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios (...) ku uwielbieniu chwalebnej łaski swojej, którą nas obdarzył w Umiłowanym." [Ef. 1:3,6]
Gest Marii był odruchem wynikającym z wdzięczności człowieka, któremu wiele odpuszczono. Tak już jest, że komu wiele odpuszczono, ten bardzo miłuje. A jeśli bardzo miłuje, to "nieba chciałby przychylić" według własnych możliwości. Dlatego obdarza nie licząc się z kosztami i cieszy się z samego faktu, że może DAWAĆ.
Pamiętam jedną pieśń, którą śpiewałem jeszcze jako dziecko. Zaczynała się od słów: "Wszystko Tobie dziś oddaję, sercem moim zawsze rządź". W pewnym momencie, gdy się nawróciłem, to zdanie stało się PRAWDĄ w moim życiu, podobnie jak w życiu każdego zbawionego człowieka. Jezus stał się naprawdę naszym Panem, a to oznacza, że nie mamy już niczego, co należałoby do nas.
"Albo czy nie wiecie (...), że nie należycie (...) do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni" [I Kor. 6:19-20]
Ponieważ nasze życie należy do Pana Jezusa, jesteśmy jedynie szafarzami udzielonych nam przezeń dóbr materialnych. Nie powinniśmy zatem przywiązywać nadmiernej wagi do bogactw tego świata, ani zamartwiać się o to, co będziemy jeść, albo co będziemy pić. "Bo tego wszystkiego poganie szukają. (...) Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane" [Mat. 6:24-34].
Jako ludzie zbawieni, staliśmy się "uczestnikami Boskiej natury" [II Piotra 1:4]. Co to oznacza w kontekście dawania? W tym samym wersecie czytamy dalej: "uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość". Dlatego właśnie nie musimy mieć tak czołobitnego stosunku do pieniądza, jaki mają poganie. Nie wmawiajmy sobie również, że "uczestnictwo w Boskiej naturze" jest gwarancją finansowej obfitości. Jeśli natomiast Bóg w swej łasce nam jej udzieli, to Jego natura udzielona nam w Duchu Świętym będzie nas skłaniać do HOJNOŚCI, która wynika z MIŁOŚCI.
Cała wypowiedź Jezusa zwana potocznie "ośmioma błogosławieństwami" rozpoczyna się od stwierdzenia: "Błogosławieni ubodzy, albowiem wasze jest Królestwo Boże" [Mat. 6:20]. W wersecie 24 czytamy: "Ale biada wam bogaczom, bo już odbieracie pociechę swoją" [Mat. 6:24]. Następnie w wersetach 27-36 nasz Pan mówi o tym, że powinniśmy postępować tak, jak postępuje nasz Ojciec - "za przykładem świętego, który was powołał, sami też bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym, ponieważ napisano: Bądźcie święci, bo Ja jestem święty" [I Piotra 1:15-16].
Czy chodzi o to, że miarą naszej świętości jest ubóstwo materialne? Nie, bo bieda potrafi zdeprawować człowieka tak samo, jak bogactwo. Słowo podpowiada nam właściwą postawę w tej kwestii:
"[Panie], oddal ode mnie fałsz i słowo kłamliwe; nie nawiedź mnie ubóstwem ani nie obdarz bogactwem, daj mi spożywać chleb według mojej potrzeby, abym, będąc syty, nie zaparł się ciebie i nie rzekł: Któż jest Pan? Albo, abym z nędzy nie zaczął kraść i nie znieważył imienia mojego Boga" [Przyp. Sal. 30:8-9]
W Łuk. 6:27-36 czytamy o cechach naszego Pana, w które Duch Święty nas wyposaża i które powinny przejawiać się w naszym życiu na wzór "Świętego, który nas powołał".
"Miłujcie nieprzyjaciół waszych; (...) dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; (...) błogosławicie tym, którzy was przeklinają; (...) módlcie się za tych, którzy was krzywdzą; (...) nadstawiajcie drugi policzek, (...) dawajcie tym, którzy proszą; (...) czyńcie innym dobro, jakiego sami od nich oczekujecie; (...) pożyczajcie nie spodziewając się zwrotu; (...) bądźcie miłosierni jak miłosierny jest Ojciec wasz. Czyńcie tak, (...) a obfita będzie nagroda wasza, i synami Najwyższego będziecie, gdyż On dobrotliwy jest i dla niewdzięcznych i dla złych."
W tym kontekście czytamy kolejne wersety, gdzie jest mowa o sądzeniu, dawaniu i odpuszczaniu:
"I nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni, i nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni, odpuszczajcie, a dostąpicie odpuszczenia. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną i potrzęsioną dadzą w zanadrze wasze; albowiem jakim sądem sądzicie, takim was OSĄDZĄ, i jaką miarą mierzycie, taką wam ODMIERZĄ. [Łuk. 6:38]
Zwróćmy uwagę, że cała wypowiedź jest skierowana do uczniów, a nie do tłumów: "A On podniósłszy oczy na uczniów swoich powiedział (...)" [Mat. 6:20]. W dalszej jej części [werset 46] Jezus mówi: "Dlaczego mówicie do mnie: Panie, Panie, a nie czynicie tego, co mówię?" Uczniowie [a zarazem słudzy] to wszyscy wierzący, których służba kiedyś zostanie oceniona przez samego Pana.
"Czuwajcie więc, bo nie wiecie, którego dnia Pan wasz przyjdzie. A to zważcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której porze złodziej przyjdzie, czuwałby i nie pozwoliłby podkopać domu swego. Dlatego i wy bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie domyślacie.
Kto więc jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan postawił nad czeladzią swoją, aby im dawał pokarm we właściwej porze? Szczęśliwy ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego. Zaprawdę, zaprawdę, postawi go nad całym mieniem swoim. Jeśliby zaś ów zły sługa rzekł w sercu swoim: Pan mój zwleka z przyjściem, i zacząłby bić współsługi swoje, jeść i pić z pijakami, przyjdzie pan sługi owego w dniu, w którym tego nie oczekuje, i o godzinie, której nie zna. I usunie go, i wyznaczy mu los z obłudnikami; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" [Mat. 24:42-51]
Będzie taki moment, gdy z Królestwa Bożego zostaną wyłączeni obłudnicy, aby przed tronem Chrystusowym stanęli tylko ci, którzy utrzymają swoje zbawienie i nie dadzą sobie wyrwać korony chwały. [Obj. 3:11]
"(...) Podobne jest Królestwo Niebios do sieci, zapuszczonej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju ("Nie bój się, od tej pory ludzi łowić będziesz" [Łuk. 5:10]), którą, gdy była pełna, wyciągnęli na brzeg, a usiadłszy dobre wybrali do naczyń, a złe wyrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie i wyłączą złych spośród sprawiedliwych, i wrzucą ich w piec ognisty; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów." [Mat. 13:47-50]
Potem nadejdzie chwila, kiedy będzie nam dane, kiedy nas osądzą i kiedy nam odmierzą. Będzie to sąd wierzących przed tronem Chrystusowym.
Zwracam uwagę na to, że napisane jest "dawajcie, a będzie wam DANE", a nie "dawajcie, a będzie wam DAWANE". Kiedyś raz nam dadzą, kiedyś raz nas osądzą, kiedyś raz nam odmierzą. (Podobny schemat widzimy w odniesieniu do narodów sądzonych przez Pana na ziemi po tzw. Wielkim Ucisku [Mat. 25:31-46]. Tym, którzy dawali "najmniejszym braciom" Pańskim, zostało dane. Co? "Królestwo, przygotowane (...) od założenia świata" [w. 34])
"A czy ktoś na tym fundamencie [którym jest Chrystus] wznosi budowę ze złota, srebra, drogich kamieni, z drzewa, siana, słomy, to wyjdzie na jaw w jego dziele; dzień sądny bowiem to pokaże, gdyż w ogniu się objawi, a jakie jest dzieło każdego, wypróbuje ogień. Jeśli czyjeś dzieło, zbudowane na tym fundamencie, się ostoi, ten zapłatę odbierze; jeśli czyjeś dzieło spłonie, ten sam szkodę poniesie, lecz on sam zbawiony będzie, tak jednak, jak przez ogień." [I Kor. 3:12-15]
"Dlatego też dokładamy starań, żeby, niezależnie od tego, czy mieszkamy w ciele, czy jesteśmy poza ciałem, jemu się podobać. Albowiem my wszyscy [wierzący] musimy stanąć przed sądem Chrystusowym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe." [II Kor. 5:9-10]
Dając, powinniśmy kierować się miłością do Boga i bliźniego oraz myśleć o wieczności, o nagrodzie w górze, o spotkaniu z Panem, kiedy to "będzie nam dane" ze względu na naszą ziemską postawę godną "Tego, który nas powołał".
Tymczasem często słyszymy nauczanie mówiące: dawajcie, a będzie nam dane! Co mają na myśli nauczyciele? Ano przeważnie to, że jak komuś damy np. pieniądze, to Pan Bóg nam odda "z nawiązką", czyli "miarą natrzęsioną". Motywacja dawcy jest w tym przypadku prosta: Mieć jeszcze więcej pieniędzy!
Jednym ze szczytowych osiągnięć "egzegetycznych" wyznawców mamony z Ruchu Wiary jest interpretacja II Kor. 9:6-15 ze słynnym wersetem "kto sieje obficie, obficie też żąć będzie". Chciałbym przypomnieć fragment na ten temat, pochodzący z artykułu pt. "Dziesięcina".
"Aby dawać, nie musimy już mieć przed sobą marchewki błogosławieństwa, a za plecami - kija przekleństwa [jak to było w zakonie Mojżeszowym]. Jednym z ważniejszych fragmentów o dawaniu jest II Kor. 9:6-15, często niestety mylnie interpretowany [przynajmniej częściowo].
Należy go przeczytać w kontekście szerszego fragmentu, czyli od początku 8 rozdziału. Paweł pisze o łasce Bożej okazanej zborom macedońskim [8:1]. W czym się ta łaska przejawiła? W nadzwyczajnym bogactwie ich ofiarności mimo skrajnego ubóstwa [8:2]. Uznali bowiem za przywilej, że mogli "uczestniczyć w dziele miłosierdzia dla świętych" [ubogich braci w Jerozolimie] [8:4]. Paweł pisze do Koryntian, że nie chce im niczego nakazywać w sprawach finansowych, lecz podaje Macedończyków za wzór dobroczynności - nie pisze ani słowa o dziesięcinach! [8:8].
Następnie apostoł radzi, żeby ochotne postanowienie wykonać w miarę posiadanych środków i nie obciążać siebie w imię ulżenia innym [8:10-13]. Chodzi o to, by nadmiar jednych braci wyrównał niedostatek innych [8:14-15]. Misji dostarczenia daru dla braci w Jerozolimie podjął się Tytus, wyznaczony przez inne zbory [8:16-19] do grupy zaufanych posłańców [8:20-24].
Miłosierdzie dla świętych jest sprawą oczywistą [9:1], a gotowość Koryntian "już od zeszłego roku" zachęciła Macedończyków do wielkiej ofiarności wspomnianej powyżej [9:2]. Paweł posłał [prawdopodobnie] list przez braci, którzy mieli sprawdzić stan gotowości Koryntian z ich darem, żeby się przypadkiem nie okazało podczas jego przybycia wraz z grupą Macedończyków, że są nie przygotowani - byłby wstyd! [9:3-5].
Teraz czytamy 9:6-15
"A powiadam: Kto sieje skąpo, skąpo też żąć będzie, a kto sieje obficie, obficie też żąć będzie. Każdy, tak jak sobie postanowił w sercu, nie z żalem albo z przymusu; gdyż ochotnego dawcę Bóg miłuje.
A władny jest Bóg udzielić wam obficie wszelkiej łaski, abyście [mając samowystarczalność mogli obfitować ku każdemu czynowi dobremu], jak napisano: Szczodrze rozdaje, udziela ubogim, sprawiedliwość jego trwa na wieki. A ten, który daje ziarno siewcy i chleb na pokarm, da i pomnoży zasiew wasz, i przysporzy owoców sprawiedliwości waszej; [we wszystkim ubogacani ku całej prostocie, która sprawia przez nas dziękowanie Bogu]. Bo sprawowanie tej służby nie tylko wypełnia braki u świętych, lecz wydaje też obfity plon w licznych dziękczynieniach, składanych Bogu.
Doznawszy dobrodziejstwa tej służby, chwalić będą Boga za to, że podporządkowujecie się wyznawanej przez siebie ewangelii Chrystusowej i za szczerą wspólnotę z nimi i ze wszystkimi; a modląc się za was, tęsknić będą za wami z powodu nader obfitej łaski Bożej, która spływa na was.
Bogu niech będą dzięki za niewysłowiony dar jego."
[9:6-15 - w nawiasach kwadratowych podałem tekst z przekładu interlinearnego, odbiegający od tłumaczenia "brytyjki"].
Stwierdzenie "Kto sieje skąpo, skąpo też żąć będzie, a kto sieje obficie, obficie też żąć będzie" nie jest namawianiem do zrobienia "interesu" z Panem Bogiem. Nasze dawanie musi być czyste, a nie interesowne [ja zasieję, a Bóg mi odda!]. Takie postawienie sprawy jest cyniczne, obrzydliwe i nie ma nic wspólnego z całym kontekstem tego fragmentu. Niestety, jest ono popularne, szczególnie w kręgach Ruchu Wiary ["wsiej we mnie swój samochód!"].
Jeśli obficie "zasiejemy" miłosierdzie i ofiarność, to będziemy "żąć"... owoce sprawiedliwości [9:10], a nasza służba wyda plon w licznych dziękczynieniach, składanych Bogu [9:11]. Ponadto, odbierze On sobie chwałę za to, że podporządkowujemy się wyznawanej ewangelii Chrystusowej [9:13], a braterska więź ulegnie wzmocnieniu [9:13-14]. Zaiste, jest to dar niewysłowiony [9:15].
A co z [rzekomo] obiecanymi pieniędzmi z zamian za obfite dawanie? Wbrew teoriom o "sianiu pieniędzy i zbieraniu bogactwa", Bóg da nam... jedynie samowystarczalność, żebyśmy mogli dobrze czynić [9:8]. Ponadto, będziemy "ubogaceni ku prostocie", z którą inni będą dziękowali Bogu [9:11].
Sami widzicie, do czego prowadzi wyrywanie tekstu o zasiewie z kontekstu całości." [2]
Dla chrześcijan z Macedonii okazja do okazania dobroczynności była łaską od Boga. Dlaczego? Bo wiedzieli, że On odbierze sobie wielką chwałę w dziękczynieniach Jemu składanych, a oni sami okażą miłość braciom i gotowość podporządkowania się nauce ewangelii, którą otrzymali od apostołów. Paweł relacjonuje te wydarzenia współbraciom mieszkającym w Koryncie:
"A powiadamiamy was, bracia, o łasce Bożej, okazanej zborom macedońskim, iż mimo licznych utrapień, które wystawiały ich na próbę, niezwykła radość i skrajne ubóstwo ich przerodziły się w nadzwyczajne bogactwo ich ofiarności; gdyż w miarę możności - mogę to zaświadczyć - owszem, ponad możność, samorzutnie, usilnym naleganiem dopraszając się od nas tej łaski, by mogli uczestniczyć w dziele miłosierdzia dla świętych, i ponad nasze oczekiwanie oddawali nawet samych siebie najpierw Panu, a potem i nam, za wolą Bożą." [II Kor. 8:1-5]
Apostoł Paweł zbierał w zborach poganochrześcijańskich pieniądze dla wierzących w Judei. Robił to z dwóch powodów. Pierwszy wymienia w II Kor. 8:14 - "w obecnym czasie niech wasz nadmiar wyrówna ich niedostatek". Jest to oczywista motywacja miłości braterskiej.
"Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my winniśmy oddawać życie za braci. Jeśli zaś ktoś posiada dobra tego świata, a widzi brata w potrzebie i zamyka przed nim serce swoje, jakże w nim może mieszkać miłość Boża? Dzieci, miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą." [I Jana 3:16-18]
Drugim powodem był pewien dług, jaki poganie [nie-Żydzi] zaciągnęli u zbawionych Żydów, którzy jako pierwsi ogłosili im ewangelię.
"A teraz idę do Jerozolimy z posługą dla świętych. Macedonia bowiem i Achaja postanowiły urządzić składkę na ubogich spośród świętych w Jerozolimie. Tak jest, postanowiły, bo też w samej rzeczy są ich dłużnikami, gdyż jeśli poganie stali się uczestnikami ich dóbr duchowych, to powinni usłużyć im dobrami doczesnymi." [Rzym. 15:25-27]
Interesujące jest to, że w powyższym fragmencie wyraźnie widać, w jakich dobrach Izraela uczestniczy Kościół - w dobrach duchowych, nie fizycznych! Takiego to "tłuszczu oliwnego" staliśmy się uczestnikami my, którzy pochodzimy z pogan [Rzym. 11:16-24]. Byliśmy kiedyś "bez [Mesjasza], dalecy od społeczności izraelskiej i obcy przymierzom, zawierającym obietnicę, nie mający nadziei i bez Boga na świecie" [Ef. 2:12]. Jednakże przez słuchanie z wiarą otrzymaliśmy Ducha [Gal. 3:5]. "A Pismo, które przewidziało, że Bóg z wiary usprawiedliwia pogan, uprzednio zapowiedziało Abrahamowi: W tobie będą błogosławione wszystkie narody. Tak więc ci, którzy są ludźmi wiary, dostępują błogosławieństwa z wierzącym Abrahamem" [Gal. 3:7-9]. Jakiego błogosławieństwa? "Bóg (...) nas ubłogosławił w Chrystusie wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios." [Ef. 1:3]
Odpadają zatem wszelkie pretensje do bogactwa, ziemi, pełnego kosza i dzieży oraz wszystkiego, co było zagwarantowane wyłącznie dla narodu żydowskiego w ramach Starego Przymierza. Jeśli zaś idzie o dobra doczesne, to - jak widać - powinny płynąć [o ile to potrzebne] raczej w drugą stronę, czyli nie do Kościoła, lecz od Kościoła w kierunku potrzebujących.
"A podniósłszy oczy, ujrzał bogaczy, wrzucających swe dary do skarbnicy. Ujrzał też pewną ubogą wdowę, wrzucającą tam dwa grosze, i rzekł: Zaprawdę powiadam wam, iż ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy. Albowiem oni dorzucili do darów z tego, co im zbywa, ona zaś złożyła z niedostatku swego wszystko, co miała na swoje utrzymanie" [Łuk. 21:1-4]
To bardzo ważna lekcja. Tak często dajemy Bogu z tego, co nam zbywa! Dotyczy to życia, służby, czasu... wszystkiego. Uboga wdowa (podobnie jak później Macedończycy) "dała ze swojego niedostatku" - a przecież wiemy, jak trudno było utrzymać się wdowie w tamtych czasach. Do tematu utrzymania wdów w Kościele jeszcze powrócimy.
Jak czytamy w powyższym tekście, do skarbnicy wrzucano dary. Były to dobrowolne dary ofiarne, przeznaczone najprawdopodobniej na obsługę świątyni. Bóg nigdy nikogo nie zmuszał do tego rodzaju darowizn. Zanim zbudowano pierwszy przybytek za czasów Mojżesza, Pan nakazał: "Zbierzcie od siebie dar ofiarny dla Pana. Każdy, kto jest ochotnego serca, przyniesie ją, jako dar ofiarny dla Pana. (...) Potem przychodził każdy, kto miał ochotne serce, kogo duch pobudził, i przynosili dar ofiarny Panu na wykonanie Namiotu Zgromadzenia i na wszelką służbę w nim, i na święte szaty." [II Mojż. 35:5,21] W pewnym momencie okazało się, że "lud przynosi więcej, niż potrzeba na wykonanie tego, co Pan nakazał wykonać. Wtedy Mojżesz wydał rozkaz, który ogłoszono w obozie: Niechaj już nikt - ani mężczyzna, ani kobieta, nie przynosi ze swego dorobku żadnego daru ofiarnego na rzecz świątyni." [II Mojż. 36:5-6]
Nie był to zatem obowiązek, lecz wynik pragnienia serca. Jakąż ufność w stosunku do Boga musiała mieć ta uboga wdowa, skoro pobudzona przez ducha i z ochotnym sercem wrzuciła do skarbnicy całe swoje utrzymanie!
Tutaj ważna uwaga: istnieje zasadnicza różnica pomiędzy postawą A: "jeśli wsieję pieniądze do skarbnicy, to Bóg odda mi z nawiązką i będę bogaty" a postawą B: "Duch Święty pobudza mnie do dawania i czynię to ochotnie (z czystych motywacji), a Bóg zatroszczy się o moje potrzeby [zresztą i tak mi to obiecał!] - będę miał co jeść i będę miał się czym odziać." [Łuk. 12:22-34]
Postawa A charakteryzuje ludzi chciwych, którzy robią z Panem Bogiem interes. Albo zwiedzionych, którym wmówiono, że mogą się wzbogacić na takim "handlu" z Wszechmocnym. Postawa B wypływa z miłości do Boga i bliźniego, a także z posłuszeństwa ewangelii. Tacy ludzie nie liczą na materialny zysk, lecz czynią to, co im nakazuje przemienione, wrażliwe serce. Ich wiarę widać w uczynkach, zatem nie jest martwa.
"Jeśli brat albo siostra nie mają się w co przyodziać i brakuje im powszedniego chleba, a ktoś z was powiedziałby im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i nasyćcie, a nie dalibyście im tego, czego ciało potrzebuje, cóż to pomoże?
Tak i wiara, jeżeli nie ma uczynków, martwa jest sama w sobie." [Jak. 2:15-17]
Bóg doskonale zna serce człowieka i wie, jakie są nasze motywacje. A w przypadku dawania są one najważniejsze.
"Baczcie też, byście pobożności swojej nie wynosili przed ludźmi, aby was widziano; inaczej nie będziecie mieli zapłaty u Ojca waszego, który jest w niebie. Gdy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak to czynią obłudnicy w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam: Odbierają zapłatę swoją.
Ale ty, gdy dajesz jałmużnę, niechaj nie wie lewica twoja, co czyni prawica twoja, aby jałmużna twoja była ukryta, a Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odpłaci tobie." [Mat. 6:1-4]
"Odbierają zapłatę swoją". Greckie słowo apecousin dokładnie tłumaczy się "mają w całości". Czyli nigdy więcej już nic z tego tytułu nie dostaną. "Odbierają zapłatę swoją". Dlaczego dają? Dla swojej zapłaty, którą pragną otrzymać już teraz. Jaka to zapłata? Pochwała od obserwatorów. Czasem podziw. Zwłaszcza, gdy darczyńca daje jałmużnę w świetle jupiterów.
Obłudnicy trąbią przed sobą w synagogach [kościołach] i na ulicach [w telewizji], wynosząc swą pobożność wysoko, aby wszyscy ją zobaczyli. A gdy już ludzie zobaczą ich w takiej pokazowej akcji dobroczynnej, wtedy ich chwalą - w oryginale czytamy, że tacy dobrodzieje "odbierają od ludzi chwałę" [doxasqwsin]. Jest to postawa tyleż próżna, co niebezpieczna. Dlaczego? Ponieważ jedynie Bóg godzien jest chwały, a jest On Bogiem zazdrosnym. Obłudnicy odbierają to, co tak naprawdę w swoim sercu chcą otrzymać i zdziwiliby się zapewne (szczególnie, jeśli są chrześcijanami), gdyby im ktoś powiedział, że w tej sprawie nie przewiduje się dla nich dalszych nagród w niebie.
Co to znaczy "niechaj nie wie lewica twoja, co czyni prawica twoja"? Jest to tak zwana hiperbola, czyli wyrażenie celowo przesadzone po to, by lepiej uzmysłowić czytelnikowi jakąś ideę. Po prostu, dając jałmużnę, dobrze byłoby zachowywać anonimowość, a jeśli nie, to chociaż dyskrecję. I wrażliwość na uczucia obdarowywanego - nie wolno dawać w taki sposób, który poniża osobę obdarowywaną.
Nasze dawanie powinno odbywać się przed Panem - tylko wtedy przynosi radość i Jemu, i nam. Jeśli ktoś obdarowany przez nas dziękuje Bogu i Jemu oddaje należną chwałę, możemy być pewni, że On to zapamięta i odpłaci nam. Kiedy? A dlaczego pytasz?
W rzeczywistości Nowego Przymierza nastąpiły fundamentalne zmiany w porównaniu z całym systemem obowiązującym Izraela za czasów Starego Przymierza.
"Główną zaś rzeczą w tym, co mówimy, jest to, że mamy takiego arcykapłana, który usiadł po prawicy tronu majestatu w niebie, jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku, który zbudował Pan, a nie człowiek." [Hebr. 8:1-2]
I to jest rzeczywiście sedno sprawy. Świątynią Ducha Świętego jest teraz ciało każdego zbawionego człowieka [I Kor. 6:19]. Kapłaństwo jest powszechne, a nasze ofiary - duchowe [I Piotra 2:5,9]. Arcykapłanem nieprzemijającym, który raz na zawsze złożył doskonałą ofiarę zagrzeszną jest Jezus Chrystus, który wstawia się za nami przed obliczem Boga [Hebr. 9:11-26]. Nie ma ołtarza, nie ma Lewitów, nie ma spichlerza. Przepisy świątynne "są to tylko przepisy zewnętrzne, dotyczące pokarmów i napojów, i różnych obmywań, nałożone do czasu zaprowadzenia nowego porządku" [Hebr. 9:10]
Wierzący w Jerozolimie rozumieli to doskonale i dlatego dzielili się wszystkim, co mieli. "Sprzedawali posiadłości i mienie, i rozdzielali je wszystkim, jak komu było potrzeba" [Dz.Ap. 2:45]. Zauważmy, że oni nie dawali dziesięciny tylko sprzedawali własne pola, majątki i inne dobra, aby wesprzeć innych braci. Interesująco pisze na ten temat Dawid Wilkerson:
"Większość kazań na podstawie wydarzeń Pięćdziesiątnicy dotyczy znaków i cudów dokonywanych przez apostołów, liczby osób zbawionych tego dnia lub języków i ognia. Nie słyszymy jednak o tym, co było największym cudem ze wszystkich, i co przekonało wielu obserwatorów o rzeczywistej obecności Jezusa w życiu wierzących.
Słyszeliście już nieraz o znakach i cudach. Ja chcę wam opowiedzieć o największym znaku charakterystycznym dla tej historii. Otóż, nazajutrz przed wieloma domami w Jerozolimie i okolicy pojawiły się tabliczki z napisem "Do sprzedania". Pismo mówi: "Wszyscy zaś, którzy uwierzyli, byli razem i wszystko mieli wspólne, i sprzedawali posiadłości i mienie i rozdzielali je wszystkim, jak komu było potrzeba (...). Nie było też między nimi nikogo, który by cierpiał niedostatek, ci bowiem, którzy posiadali ziemię albo domy, sprzedając je, przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży i kładli je u stóp apostołów; i wydzielano każdemu, ile komu było potrzeba" [Dz.Ap. 2:44-45; 4:34-35].
Czy potraficie wyobrazić sobie tę scenę? Nagle wyprzedano mnóstwo domów, działek i gospodarstw. Sprzedawano również sprzęty domowe, meble, ubrania, naczynia, dzieła sztuki. Na ulicach, bazarach, a nawet w bramach miasta musiały wisieć ogłoszenia: "Sprzedam wyposażenie domu". Musiała to być największa "wyprzedaż garażowa" w historii miasta.
Zauważcie pewien szczegół: Nigdzie nie jest napisane, że domy, które sprzedawano, były czyimkolwiek podstawowym miejscem zamieszkania. Nie ma również mowy o życiu w komunie. Gdyby to nastąpiło, Kościół nie uniósłby takiego ciężaru. Co więcej, dobra i nieruchomości sprzedawane przez wierzących nie stanowiły podstawowego źródła utrzymania ani nie były dziedzictwem przeznaczonym dla własnych dzieci. Słowo Boże wyraźnie nakazywało dbać o utrzymanie i zabezpieczenie finansowe rodziny. Należało również dbać o te wdowy we własnych rodzinach, które nie ukończyły 60 lat. Trudno byłoby wypełniać te przykazania nie posiadając własnego miejsca zamieszkania. Poza tym, czytamy, że "łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca" [2:46]. Najwyraźniej ludzie ci mieli gdzie mieszkać.
To, co było wystawiane na sprzedaż, stanowiło majątek wykraczający poza własne potrzeby i nie będący czymś niezbędnym do przeżycia. W niektórych przypadkach pewnie trudno się było rozstać właścicielom z pewnymi dobrami. Mimo to, zamieniano je na gotówkę i przynoszono w charakterze pomocy dla wdów, sierot i bezdomnych.
Oto świadectwo, które z pewnością wyszło daleko poza granice Jerozolimy. Było to przesłanie kierowane przez Ducha Świętego do całego świata: Tylko moc Boża potrafi zerwać pęta materializmu, który wiązał Izraela przez całe wieki.
Pomyślcie, jaka moc była potrzebna, by potrząsnąć i obudzić tych, którzy przez tyle wieków pogardzali biedotą! Przychodnie, którzy niedawno słyszeli tych samych ludzi głoszących dzieła Boże w ich własnych językach, teraz zobaczyli ich sprzedających własne majętności. W dodatku majętności te wcale nie były odpadami - ich sprzedaż była poważną ofiarą. Świadkowie tego wszystkiego musieli się nieźle dziwić: "Co tu się dzieje? Skąd nagle taka masowa wyprzedaż? Czy ci ludzie wiedzą coś, o czym my nie wiemy?"
Każdy z ówczesnych wierzących odpowiadał zapewne: "Po prostu jesteśmy uczniami Jezusa. Oddaliśmy serca Mesjaszowi i Jego Duch nas zmienił. Teraz czynimy dzieła Boże. On głosił Ewangelię ubogim i szedł do trędowatych. Usługiwał wdowom i troszczył się o sieroty. A my dowiedzieliśmy się od Ducha Świętego, że mamy czynić podobnie. Dlatego sprzedajemy to wszystko, by zebrać pieniądze dla biednych i bezbronnych. To jest dzieło Jezusa."
Wyobraźcie sobie rozmowy, jakie zapewne miały miejsce w całym mieście. W kawiarniach, synagogach i na bazarach można było usłyszeć:
- Wreszcie udało mi się kupić ten dom. Czekałem na to od lat! Przez cały czas właściciel próbował naciągnąć mnie na ogromne pieniądze. Jest faryzeuszem i układałem się z nim od dłuższego czasu. Wyobraź sobie, że przyszedł do mnie wczoraj i zaproponował całkiem rozsądną cenę. Zapytałem, co spowodowało zmianę jego decyzji. Odpowiedział, że został uczniem Jezusa, jest napełniony Duchem Świętym i Bóg uzdrowił go z zachłanności. Poza tym, uzyskane pieniądze chce przeznaczyć na pomoc dla biednych, wdów i sierot.
Oto świadectwo Pięćdziesiątnicy! Świat zobaczył tych ludzi, jak miłują się wzajemnie, sprzedają swoje majątki i dają potrzebującym. I właśnie tego chciał od nich Duch Święty - żywego świadectwa Bożej miłości wobec świata. Oni głosili ewangelię własnymi czynami." [3]
Byli wtedy w Kościele [i nadal są] również tacy ludzie jak Ananiasz i Safira. Ich problem nie polegał na tym, że nie chcieli dawać, lecz na "mataczeniu" - jakbyśmy dzisiaj powiedzieli. Ciągnąc dalej pewną znaną nam analogię, z ich obietnicy złożonej Bogu, że wszystkie pieniądze uzyskane ze sprzedaży posiadłości oddadzą do dyspozycji apostołów, w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło słowo "wszystkie". I tak okłamali Ducha Świętego. W tym przypadku komisja śledcza była zbędna.
Fragment o Ananiaszu i Safirze nie naucza o dawaniu, lecz o uczciwości wobec Boga. "I rzekł Piotr: Ananiaszu, czym to omotał szatan serce twoje, że okłamałeś Ducha Świętego i zachowałeś dla siebie część pieniędzy za rolę? Czyż póki ją miałeś, nie była twoją, a gdy została sprzedana, czy nie mogłeś rozporządzać pieniędzmi do woli? Cóż cię skłoniło do tego, żeś tę rzecz dopuścił do serca swego? Nie ludziom skłamałeś, lecz Bogu." [Dz.Ap. 5:3-4]
Ananiasz mógł rozporządzać swymi pieniędzmi do woli - nie był do niczego zobowiązany ani przymuszany. Gdyby postanowił oddać na potrzeby kościoła 2, 5, 10 czy 20 procent sumy uzyskanej ze sprzedaży nieruchomości i gdyby rzeczywiście tak uczynił, wszystko byłoby w porządku. "Niechaj wasza mowa będzie: Tak - tak, nie - nie, bo co ponadto jest, to jest od złego" [Mat. 5:8]
Apostoł Paweł daje bardzo konkretne i życiowe wskazówki dotyczące finansowego wspierania usługujących oraz zasad funkcjonowania kościoła w tej dziedzinie. Czytamy o nich w kilku jego listach. Zacznijmy od I Kor. 9:3-18
"Moja obrona przeciwko tym, którzy mnie oskarżają, jest taka: Czy nie wolno nam jeść i pić? Czy nie wolno nam zabierać z sobą żony chrześcijanki, jak czynią pozostali apostołowie i bracia Pańscy, i Kefas? Czy tylko ja i Barnabasz nie mamy prawa nie pracować?
Kto kiedy pełni służbę żołnierską własnym kosztem? Kto zakłada winnicę, a owocu jej nie spożywa? Albo kto pasie trzodę, a mleka od trzody nie spożywa? Czy to tylko ludzkie mówienie? Czy i [Prawo] tego nie mówi?
Albowiem z [Prawie] Mojżeszowym napisano: Młócącemu wołowi nie zawiązuj pyska. Czy Bóg mówi to ze względu na woły? Czy nie mówi tego raczej ze względu na nas? Tak jest, ze względu na nas jest napisane, że oracz winien orać w nadziei, a młocarz młócić w nadziei, że będzie uczestniczył w plonach.
Jeżeli my dla was dobra duchowe posialiśmy, to cóż wielkiego, jeżeli wasze ziemskie dobra żąć będziemy? Jeżeli inni roszczą sobie prawo do was, czemuż raczej nie my? Myśmy jednak z tego prawa nie skorzystali, ale wszystko znosimy, aby żadnej przeszkody nie stawiać ewangelii Chrystusowej.
Czy nie wiecie, że ci, którzy służbę w świątyni sprawują, ze świątyni żyją, a którzy przy ołtarzu służą, cząstkę z ołtarza otrzymują? Tak też postanowił Pan, aby ci, którzy ewangelię zwiastują, z ewangelii żyli.
Ja jednak nie skorzystałem z żadnej z tych rzeczy. A nie napisałem tego w tym celu, aby to do mnie odniesiono; bo wolałbym raczej umrzeć, niż żeby ktoś miał mnie pozbawić tej chluby. Bo jeśli ewangelię zwiastuję, nie mam się czym chlubić; jest to bowiem dla mnie koniecznością; a biada mi, jeślibym ewangelii nie zwiastował. Albowiem jeśli to czynię dobrowolnie, mam zapłatę; jeśli zaś niedobrowolnie, to sprawuję tylko powierzone mi szafarstwo.
Jakąż tedy mam zapłatę? Tę, że zwiastując ewangelię czynię to darmo, aby nie korzystać z prawa, jakie mi daje zwiastowanie ewangelii."
Apostoł stosuje tutaj kilka porównań obrazujących pracę ludzi, którzy usługują w Kościele jako apostołowie, doglądający i nauczyciele. Ciekawe jest to, że powołując się na Prawo Mojżeszowe, ani raz nie mówi o obowiązku oddawania dziesięciny, chociaż byłaby to najprostsza metoda skłonienia wiernych do ofiarności. Paweł przekonuje do hojności na rzecz "pracowników ewangelii" tłumacząc Koryntianom najpierw "na ludzki rozum", że
- Każdy żołnierz będący na służbie musi być z czegoś utrzymywany. Oryginał mówi, że nikt nie służy w wojsku za własny żołd. Doglądający, starsi, nauczyciele czy ewangeliści to ludzie narażeni na największe ataki wroga. Jeśli rzeczywiście służą i położyli swoje życie dla służby braciom, to dobrze byłoby ich wspierać.
- Każdy rolnik zakładający winnicę spożywa jej owoc. To porównanie jest najcelniejsze w sytuacji ludzi zakładających kościoły i rozpoczynających pracę "od zera". Winnicę trzeba oczyszczać, chronić przed lisami, nawadniać - wszystko po to, by wydała obfity owoc. Rolnik ma prawo do jego spożywania.
- Każdy pasterz pasący trzodę spożywa pochodzące od niej mleko. Jest to całkowicie naturalne, podobnie jak naturalne jest obfite dawanie mleka i wełny przez owce. Dobry pasterz chroni trzodę i wyprowadza ją na syte, zielone pastwiska. Jesteśmy trzodą Pańską i jeśli powołany przez Niego pasterz rzeczywiście dobrze wykonuje swoją pracę (nie jest najemnikiem), trzoda "odwdzięcza mu się" sama.
Następnie apostoł przechodzi od "ludzkiego mówienia" [w. 7] do zasad zawartych w Prawie Mojżeszowym [w. 8].
"Albowiem z [Prawie] Mojżeszowym napisano". Powołując się na przykazania, apostoł ani nie grozi Koryntianom klątwą z Malachiasza w przypadku, gdyby nie łożyli na utrzymanie sług ewangelii, ani też nie obiecuje nikomu, że będzie bogaty, jeśli hojnie "wsieje" w nich swoje pieniądze. Przywołuje natomiast kilka praw, które mają głęboki wymiar duchowy. Zamiast powoływać się na dziesięciny jako podatki w państwie izraelskim pod Starym Przymierzem, Paweł naucza lud Nowego Przymierza, który zna Boga, ma Prawo wypisane w sercu i kieruje się miłością [Jer. 31:31-34]. Jego nauczanie jest bardzo obrazowe:
- Młócącemu wołu nie zawiązuj pyska. Paweł pyta: "Czy Bóg to mówi ze względu na woły?" Interesujące - przykazanie, które w Izraelu dotyczyło bydła, zostaje odczytane jako duchowa zasada mówiąca, że ludzie ciężko pracujący przy wyłuskiwaniu ziarna pochodzącego z plonów ("Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało" [Mat. 9:37]) i oddzielaniu go od plew ("[Prorok], który ma moje słowo, niech wiernie zwiastuje moje słowo! Cóż plewie do ziarna - mówi Pan" [Jer. 23:28]) mają prawo się przy tym posilać.
- Oracz [podobnie jak młocarz] powinien orać w nadziei, że będzie uczestniczył w plonach (jakie to plony, powiemy za chwilę). Oracz przykłada rękę do pługa i pracuje nad wzruszaniem gleby ludzkich serc, by ziarno Słowa, które na nie pada, wydało plon jak największy. Można głosić w Kościele wspaniałe kazania, lecz muszą one paść na podatny grunt, przygotowany pod zasiew - a jest to ciężka praca. "Dzieci moje, znowu w boleści was rodzę, dopóki Chrystus nie będzie ukształtowany w was; a chciałbym już teraz być u was, ponieważ jestem, gdy o was chodzi, w rozterce" [Gal. 4:19-20]
- Ci, którzy służbę w świątyni sprawują, ze świątyni żyją, a którzy przy ołtarzu służą, cząstkę z ołtarza otrzymują. W Starym Przymierzu Lewici otrzymywali dziesięcinę z dziesięciny [czyli jeden procent dochodów każdego Izraelity w naturze przeznaczony był na ich utrzymanie - IV Mojż. 18:26], a także część ofiary rzeźnej (łopatka, obie szczęki i żołądek) oraz pierwociny zboża, moszczu i wełny owczej "[ich] bowiem wybrał Pan, Bóg twój (...) aby po wszystkie dni stał na służbie w imię Pana, on i jego synowie." [V Mojż. 18:3-5]
Jak już wspomnieliśmy, w Nowym Przymierzu kapłaństwo jest powszechne, świątynią jest ciało każdego wierzącego, a ołtarza już nie ma. To, co pisze Paweł, ma znaczenie obrazowe i odnosi się do ludzi, którzy położyli życie "na służbie w imię Pana". Każdy wierzący służy Bogu w jakiś sposób, ale są takie rodzaje powołań, których wykonywanie pochłania praktycznie cały czas - z pewnością wiedzą coś o tym ci duszpasterze, którzy dopiero po powrocie z pracy mogą zająć się rodziną i poruczoną im trzodą. W takich przypadkach powiedzenie "tyrać jak wół" doskonale pasuje do przytoczonego przez Pawła zakazu zawiązywania pyska (z całym szacunkiem do duchownych i ich ust). Ci ludzie prowadzą (a przynajmniej powinni) otwarte domy i każdy członek kościoła chciałby, żeby jego pasterz był dla niego zawsze dostępny. Jak to zrobić, jeśli ma on na utrzymaniu rodzinę, a doba ma tylko 24 godziny?
Dlatego apostoł tłumaczy w innym miejscu:
"Prosimy was, bracia, byście wiedzieli o trudzących się wśród was i o stawianych na czele was w Panu i o kładących wam do rozumu; [szanujcie] ich ponad wszelką miarę w miłości z powodu dzieła ich" [I Tes. 5:12-13 Interlinia].
Jest to prośba [nie rozkaz!] o to, by wierzący zdawali sobie sprawę z trudu doglądających i starszych oraz o to, by tacy ludzie byli w kościele szanowani w miłości z powodu swej pracy [nie z powodu urzędu!]
Powyższe nauczanie jest bardzo praktyczne i nie stoi w sprzeczności z dawaniem ochotnym, lecz do niego zachęca. Paweł nie wymaga od Koryntian hojności na podstawie zakonu, lecz przekonuje ich. Nie manipuluje nimi, stosując emocjonalne szantaże w rodzaju: "oczywiście, że możecie dowolnie dysponować waszymi pieniędzmi, ale gdybyście kochali Jezusa, to łożylibyście na moją służbę". Przypominam, że apostoł Piotr powiedział Ananiaszowi: "Czy nie mogłeś rozporządzać [swymi] pieniędzmi do woli?" [Dz.Ap. 5:4]
Paweł bez żadnej kokieterii pyta: "Jeżeli my dla was dobra duchowe posialiśmy, to cóż wielkiego, jeżeli wasze ziemskie dobra żąć będziemy?" [I Kor. 9:11]
Wreszcie w wersecie 14 czytamy "kropkę nad i" w całym nauczaniu:
"Tak też postanowił Pan, żeby ci, którzy ewangelię zwiastują, z ewangelii żyli". Postanowienie to było już wcześniej cytowane, a czytamy o nim w Ewangelii:
"Idźcie! Oto posyłam was jako jagnięta między wilki. Nie noście z sobą sakiewki ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. A gdy do jakiegoś domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój domowi temu. A jeśli tam będzie syn pokoju, spocznie na nim pokój wasz, a jeśli nie, wróci do was.
W domu tym pozostańcie, jedząc i pijąc to, co u nich jest; godzien bowiem robotnik zapłaty swojej. Nie przenoście się z domu do domu. A jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, spożywajcie to, co wam podadzą." [Łuk. 10:3-8]
Napisane jest, żeby z ewangelii żyć [poprzestając na wyżywieniu i odzieży - I Tym. 6:8], a nie żeby na ewangelii się bogacić [tacy bowiem wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne (...) pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie - I Tym. 6:9]. Czasem warto nie korzystać z prawa danego przez samego Pana. Kiedy? Gdy jego wykorzystywanie może być przeszkodą dla głoszenia ewangelii.
"Ale myśmy z tego prawa nie skorzystali, ale wszystko znosimy, aby żadnej przeszkody nie stawiać ewangelii Chrystusowej" [I Kor. 9:12]
Dla apostoła Pawła, który nie miał na utrzymaniu rodziny (jak choćby inni apostołowie i bracia Pańscy, i Kefas - I Kor. 9:4-5), sam zaszczyt zwiastowania ewangelii darmo był zapłatą:
"Jakąż tedy mam zapłatę? Tę, że zwiastując ewangelię czynię to darmo, aby nie korzystać z prawa, jakie daje mi zwiastowanie ewangelii." [I Kor. 9:18]
Apostoł Paweł doskonale wiedział, że w pewnych sytuacjach i od pewnych ludzi nie należy brać pieniędzy, aby nie robić przeszkód dla rozwoju Królestwa Bożego. W Tesalonikach należało dać wierzącym przykład pracowitości i porządnego życia, aby później móc odnieść się do własnego nauczania i świadectwa napominając chrześcijańskich nierobów. Dlatego Paweł ciężko tam pracował na swoje utrzymanie, a jeśli była mu potrzebna pomoc finansowa, przyjmował ją np. od kościoła w Filippi [Flp. 4:16].
"Nakazujemy wam, bracia, w imieniu Pana Jezusa Chrystusa, abyście stronili od każdego brata, który żyje nieporządnie, a nie według nauki, którą otrzymaliście od nas. Sami bowiem wiecie, jak nas należy naśladować, ponieważ nie żyliśmy między wami nieporządnie ani też u nikogo nie jedliśmy darmo chleba, ale w trudzie i znoju we dnie i w nocy pracowaliśmy, żeby dla nikogo z was nie być ciężarem; nie dlatego, jakobyśmy po temu prawa nie mieli, ale dlatego, że wam siebie samych daliśmy za przykład do naśladowania." [II Tes. 3:7-9]
W kościołach Galacji zaraz za Pawłem pojawiali się ludzie głoszący inną ewangelię [Gal. 1:6-7] i gotowi wykorzystać każdą informację, by podważyć autorytet apostoła [Gal. 4:16-17]. Podobnie było w Koryncie i innych miejscach, dokąd zaraz za nim udawali się fałszywi apostołowie, gotowi wytknąć mu choćby pozór zła. Czytamy o tym w II Kor. 10:10-12:21. Byli jednak i tacy, od których Paweł nie krępował się przyjmować zapomogi, i to niejednokrotnie. Dziękując Filipianom za pieniądze przysłane przez Epafrodyta, apostoł czyni kilka niesłychanie ważnych uwag:
"A uradowałem się wielce w Panu, że nareszcie zakwitło staranie wasze o mnie, ponieważ już dawno o tym myśleliście, tylko nie mieliście po temu sposobności. A nie mówię tego z powodu niedostatku, bo nauczyłem się przestawać na tym, co mam. Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek. Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie. Wszakże dobrze uczyniliście, uczestnicząc w mojej udręce.
A wy, Filipianie, wiecie, że na początku zwiastowania ewangelii, gdy wyszedłem z Macedonii, wy byliście jedynym zborem, który był wspólnikiem moim w dawaniu i przyjmowaniu, bo już do Tesaloniki i raz, i drugi przysłaliście dla mnie zapomogę.
Nie żebym oczekiwał daru, ale oczekuję plonu, który obficie będzie zaliczony na wasze dobro. Poświadczam zaś, że odebrałem wszystko, nawet więcej niż mi potrzeba; mam wszystkiego pod dostatkiem, otrzymawszy od Epafrodyta wasz dar, przyjemną wonność, ofiarę mile widzianą, w której Bóg ma upodobanie.
A Bóg mój zaspokoi wszelką potrzebę waszą według bogactwa swego w chwale, w Chrystusie Jezusie" [Flp. 4:10-19]
Paweł napisał List do Filipian najprawdopodobniej z aresztu domowego w Rzymie, w roku 62 lub 63. Już trzeci raz otrzymał od nich pomoc finansową (wcześniej dwukrotnie wysłali mu pieniądze do Tesalonik). Akcja pomocy dla ubogich wierzących z Jerozolimy, którą wspomina w tym fragmencie [opisana w I Kor. 9] miała miejsce około 7 lat wcześniej. Znał Filipian od dawna, a ich relacje były bardzo bliskie. Kochali go, myśleli o nim często i wiedzieli, że czasem po prostu brakuje mu pieniędzy na życie. Ich staranie o Pawła "zakwitło" pomocą finansową i gdy tylko nadarzyła się okazja, poprosili Epafrodyta o przekazanie przesyłki.
Wytłuściłem te fragmenty, które mówią najwięcej o motywacjach Filipian i prawdziwych powodach ich ofiarności. Paweł pisze:
"Nie, żebym oczekiwał daru, ale oczekuję plonu, który obficie będzie zaliczony na wasze dobro" [Flp. 4:17]
Zestawmy to z nauczaniem zawartym w Listach do Koryntian.
"Tak jest, ze względu na nas [usługujących] jest napisane, że oracz winien orać w nadziei, a młocarz młócić w nadziei, że będzie uczestniczył w plonach. Jeżeli my dla was dobra duchowe posialiśmy, to cóż wielkiego, jeśli wasze ziemskie dobra żąć będziemy?" [I Kor. 9:10-11]
"Bo sprawowanie tej służby [dobroczynności] nie tylko wypełnia braki u świętych, lecz wydaje też obfity plon w licznych dziękczynieniach, składanych Bogu." [II Kor. 9:12]
Pasterz (sługa ewangelii) jest jak oracz, który ciężko pracuje w nadziei, że będzie uczestniczył w plonach. Dla niego jednak plonem nie są pieniądze, lecz duchowy wzrost trzody. Ten wzrost sprawia, że wierzący postępują za przykładem Świętego, który ich powołał [I Piotra 1:15]. Ich serca rozszerzają się i przyjmują coraz więcej miłości Bożej, która z kolei powoduje wrażliwość na potrzeby braci i bliźnich [I Jana 3:16-17]. Dlatego Paweł nie oczekuje daru lecz plonu czyli owocu swojej pracy, wydanego w sercach podopiecznych. Posiane dobra duchowe wydają konkretne owoce, które przekładają się również na dobroczynność - "skoro dusze wasze uświęciliście przez posłuszeństwo prawdzie ku nieobłudnej miłości bratniej, umiłujcie czystym sercem jedni drugich gorąco" [I Piotra 1:22].
Innym rodzajem plonu dawania [czyli dobroczynnej działalności] są "liczne dziękczynienia składane Bogu". Bóg odbiera sobie chwałę z serc wdzięcznych za to, że za pośrednictwem braci zatroszczył się o czyjeś potrzeby finansowe. I tak ma być - cała chwała wraca do Niego, gdyż to On jest Tym, który jednych pobudza do dawania, a drugich do dziękczynienia.
Myślę, że na podstawie powyższego nauczania można sformułować pewną ważną zasadę: Otóż, dawanie powinno być plonem pracy duszpasterskiej, a nie jej warunkiem. Innymi słowy, nie należy domagać się daru warunkującego właściwą opiekę nad trzodą, lecz pracować w taki sposób, żeby trzoda wzrastając w poznaniu Pana zaczęła wykazywać wrażliwość na potrzeby pasterza (oracza, młocarza) kierowana miłością i wdzięcznością, a nie zakonem, manipulacją czy obietnicą bogactwa.
To bardzo ważny temat, ponieważ kościół potrzebuje pieniędzy do normalnego funkcjonowania. Problem polega na tym, żeby finansowanie pracy kościoła przez jego członków wynikało z właściwych motywacji oraz posłuszeństwa Słowu.
"Gdyby jednak przyjście moje się odwlokło, to masz wiedzieć, jak należy postępować w domu Bożym, który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podwaliną prawdy" [I Tym. 3:15]
"I wy sami jako kamienie żywe budujcie się w dom duchowy (...)" [I Piotra 2:5]
W obydwóch cytatach dom Boży [oikw qeou] czyli inaczej "domostwo Boga" nie jest budynkiem lecz raczej rodziną. Dlatego "domownicy Boga" [oikeioi qeou] [Ef. 2:19] lub "domownicy wiary" (oryg. "domowi w wierze") [oikeioi thz pistewz] to inaczej "członkowie Jego rodziny".
Kościół jest rodziną, która (jak każda inna) musi gdzieś mieszkać (spotykać się), ma zobowiązania finansowe (płaci rachunki) i troszczy się o siebie nawzajem we wszystkich sprawach (również finansowych). Istnieje wiele warunków duchowego wzrostu w Bożej rodzinie, z których jeden jest szczególnie ważny w aspekcie dawania i płacenia rachunków:
"(...) Abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa (...)" [Ef. 4:15]
Oryginał mówi w tym miejscu dokładnie:
"(...) Mówiąc zaś prawdę w miłości [alhqeuontez de en agaph], wzroślibyśmy ku Niemu całkowicie, który jest Głową, Pomazaniec (...)".
MÓWIĄC PRAWDĘ W MIŁOŚCI. W sprawach pieniędzy trzeba sobie mówić prawdę w miłości. Apostoł Paweł pisał o tym wprost, szczerze i bez ogródek. Przeczytajmy fragment odnoszący się do utrzymywania wdów przez lokalną wspólnotę:
"Na listę wdów może być wciągnięta niewiasta licząca lat co najmniej sześćdziesiąt i raz tylko zamężna, mająca dobre imię z powodu szlachetnych uczynków: że dzieci wychowała, że gościny udzielała, że świętym nogi umywała, że prześladowanych wspomagała, że wszelkie dobre uczynki gorliwie pełniła.
Młodszych zaś wdów na listę nie wciągaj, bo gdy namiętności odwiodą je od Chrystusa, chcą wyjść za mąż, ściągając na się potępienie, ponieważ pierwszej miłości nie dochowały; oprócz tego zaś uczą się próżniactwa, chodząc od domu do domu, i nie tylko nic nie robią, lecz są także gadatliwe i wścibskie i mówią, czego nie trzeba.
Chcę tedy, żeby młodsze wychodziły za mąż, rodziły dzieci, zarządzały domem i nie dawały przeciwnikowi powodu do obmowy; albowiem niektóre już się odwróciły i za szatanem poszły.
Jeśli kto z wiernych ma w swej rodzinie wdowy, niech je wspomaga, aby zbór nie był obciążony i mógł wspierać te, które rzeczywiście są wdowami." [I Tym. 5:3-16]
W tamtych czasach nie istniały emerytury ani renty po zmarłych mężach, dlatego wdowy były w szczególnie trudnym położeniu, o czym wiemy z innych miejsc w Biblii. Jednakże, środki na pomoc socjalną były rozdzielane jedynie tym, którzy rzeczywiście tego potrzebują. W przypadku wdów, które ukończyły 60 rok życia i wykazywały się określonym świadectwem chrześcijańskiego życia [w. 10] można było liczyć na wsparcie finansowe kościoła, o ile nie mogły one liczyć na pomoc ze strony własnej rodziny [w. 16].
Młodszym wdowom Paweł zaleca powtórne zamążpójście [za wierzącego męża] [w. 14]. Niepokojąco brzmią w tym kontekście wersety 11 i 12 mówiące o potępieniu, jakie może spaść na te wdowy, które według przekładu BW "pierwszej wierności nie dochowały" ponieważ "namiętności odwiodły je od Chrystusa [i] chcą wyjść za mąż". Z pewnością nie chodzi tutaj o to, że samo pragnienie zamążpójścia grozi utratą zbawienia! Oryginał mówi o kobietach [wdowach], które "nie dochowały pierwszej wiary" - prawdopodobnie chodzi o te, które chcą wyjść za mąż za niewierzących, ponieważ ich cielesne pragnienia (a pragnienia samotnej kobiety potrafią być przemożne!) okazały się silniejsze od umiłowania Pana. Dlatego Paweł pisze, że "niektóre [młodsze wdowy] już się odwróciły i za szatanem poszły." [w. 15] "Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością, albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?" [II Kor. 6:14-15]
Wróćmy do pieniędzy i dawania. Kościół powinien zdawać sobie sprawę, że istnieją określone wydatki, o czym należy mówić szczerze i w miłości. Musimy płacić za prąd, wodę, gaz, o czym każda rodzina wie doskonale. Dlatego lepiej jest otwarcie komunikować potrzeby finansowe i uzmysłowić członkom kościoła, że jest to nasza wspólna sprawa. Niektóre zbory i wspólnoty wynajmują salę na niedzielne nabożeństwa - nie obawiajmy się mówić o takich potrzebach w NORMALNY sposób. Czy wyobrażacie sobie ojca, który dowiedziawszy się o podwyżce czynszu siada z rodziną przy stole i zamiast nakreślić sytuację zaczyna straszyć klątwą, jeśli żona nie kupi sobie w tym miesiącu tańszej szminki albo obiecuje dorastającym dzieciom, że jeżeli w tym miesiącu zrzekną się kieszonkowego, to w przyszłym dostaną dziesięciokrotną podwyżkę?
Skoro sobie nie wyobrażacie, to wydaje się, że lepiej byłoby nauczać Kościół o odpowiedzialności za "domostwo Boże" niż np. o dziesięcinie. Z pewnością trudniej jest "orać" i "młócić" spodziewając się plonu w postaci hojności członków kościoła, ale na dłuższą metę okazuje się, że jeśli wierzący nie mają "ochotnych serc", to trzeba zastosować tzw. "rozwiązania systemowe". Tylko co jest zdrowsze i bardziej zgodne ze Słowem Bożym?
Należy mądrze gospodarować posiadanymi środkami, biorąc pod uwagę możliwości i potrzeby. Przede wszystkim jednak finanse powinny być jawne, a osoby zajmujące się nimi - poza wszelkim podejrzeniem. Nie chodzi tutaj o wzajemną nieufność, lecz o eliminację tak zwanych pozorów zła. Po zbiórce darów dla ubogich w Jerozolimie, dokonanej w Macedonii, apostoł Paweł "uprosił" Tytusa, by ten wybrał się do Koryntu i "przygotował zawczasu uprzednio zapowiedziany dar" [II Kor. 8:6; 9:5]. Razem z Tytusem poszło jeszcze kilku innych braci i to nie tylko ze względów bezpieczeństwa:
"A razem z nim posłaliśmy brata, którego za zwiastowanie ewangelii chwalą wszystkie zbory; lecz nie tylko to, bo został on wyznaczony przez zbory na uczestnika podróży naszej w tym dziele miłosierdzia, którym pragniemy służyć ku chwale samego Pana i ku okazaniu naszej gorliwości, zapobiegając temu, aby nas ktoś nie obmawiał w związku z hojnym darem, którym pragniemy usłużyć; staramy się bowiem o to, co dobre, nie tylko przed Panem, ale i przed ludźmi.
Posłaliśmy też z nimi brata naszego, którego gorliwość wypróbowaliśmy często w wielu sprawach, a który teraz jest jeszcze gorliwszy, ponieważ ma wielkie zaufanie do was." [II Kor. 8:18-22]
W sprawach ofiarności i finansów w ogólności nie dawajmy nikomu powodów do obmowy i starajmy się o to, co dobre nie tylko przed Panem, ale i przed ludźmi. Jak widać, Paweł wysyłał z misją przekazywania dużych sum kilku ludzi, osobiście wypróbowanych w wielu sprawach i posiadających odpowiednią reputację wśród wierzących. Stosowanie biblijnych kryteriów w zarządzaniu mieniem powierzonym przez darczyńców zaoszczędziłoby Kościołowi niejednego skandalu, przynoszącego szkodę sprawie Królestwa Bożego.
Bóg jest wielkim Dawcą wszystkiego. Daje dlatego, że kocha. Zacznijmy myśleć o dawaniu w kategoriach miłości - tak jak nasz Pan, który "będąc bogatym, stał się dla nas ubogim, abyśmy ubóstwem jego ubogaceni zostali" [II Kor. 8:9]. Módlmy się, by On zmienił naszą mentalność, która czasem traktuje dawanie w kategoriach ziemskiej inwestycji. Otwórzmy serca na potrzeby innych i radujmy się z samego faktu, że Bóg udzielił nam łaski dawania. Przyjdzie taki dzień, gdy "według ewangelii mojej Bóg sądzić będzie ukryte sprawy ludzkie przez Jezusa Chrystusa [Rzym. 2:16]. Ukryte, to znaczy również te związane z naszymi najgłębszymi motywacjami dotyczącymi dawania. Obyśmy wtedy odebrali od Ojca pełną zapłatę, zamiast najeść się wstydu.
Przypisy:
1. "Dziesięcina", Krzysztof Dubis, www.ulicaprosta.chrzescijanie.pl
2. "Nauka dwunastu apostołów [Didache]", przekł. z oryg. J.B. Lightfoot, wersja elektroniczna Athena Data Products, przekład własny.
3. Dawid Wilkerson, "Dotyk Boga - dotyk ludzki" - kazanie wygłoszone 27 maja 2002 w Times Square Church